Numer „104” widniejący przy Symfonii D-dur Josepha Haydna niewątpliwie robi wielkie wrażenie. Ponad setka symfonii to z pewnością dużo jak na jednego kompozytora i być może nie powinien dziwić fakt, iż Symfonia nr 104 zwana „Londyńską” była ostatnią w dorobku wiedeńczyka – giganta tego gatunku (pod względem ilości dzieł Haydn nie miał sobie równych), niezwykle sprawnego zresztą w swym rzemiośle kompozytorskim, które przez ponad trzy dekady pisania symfonii perfekcyjnie wyszlifował. Program piątkowego koncertu kryje w sobie jeszcze jeden niemal rekordowy wynik: dwunastoczęściowe „Hymny Chwały” (Lobgesang) Felixa Mendelssohna, skomponowane dla uczczenia czterechsetnej rocznicy wynalezienia druku przez Gutenberga, trwają bowiem prawie dwakroć dłużej niż którakolwiek z pozostałych symfonii tego twórcy.
Choć muzyka podobno spokrewniona jest ściśle z matematyką, to jednak nie liczby decydują o znaczeniu dzieł, ich pięknie i emocjonalnym oddziaływaniu. A w tym zakresie publiczność piątkowego koncertu z pewnością nie dozna zawodu, gdyż program wieczoru obfituje w kompozycje autorów odznaczających się niebywałą inwencją melodyczną i bezbłędnym zmysłem orkiestracji. Mistrzostwo Mendelssohna w planowaniu partii wokalnych można będzie docenić, słuchając dziewięciu części Lobgesang, w których, po trzech początkowych ogniwach instrumentalnych, dołączają się trzy głosy solowe oraz chór. O maestrii Mozarta jako kompozytora arii pozwolą przekonać się dwa dzieła wplecione jak gdyby na pozycji intermezza między potężnymi dziełami symfonicznymi: wdzięczna aria tenorowa z opery Così fan tutte oraz koncertowa aria wraz z recytatywem przeznaczona dla sopranu.