Organy były jedną z moich bram do muzyki. W 1961 r., w wieku ośmiu czy dziewięciu lat, bardzo interesowałem się filmami grozy, a intensywna i przejmująca kreacja Lona Chaneya w filmie Upiór w operze najpierw zaprowadziła mnie do Bacha, potem do The Doors, Mauricio Kegla, Xenakisa, Ligetiego, Messiaena, Tournemiere’a, Korli Pandita, Terry’ego Rileya i innych. Chociaż rodzice nie zgodzili się na kupienie mi organów, to zawsze jakieś były w pobliżu – kilkoro przyjaciół miało w domach organy elektryczne, a na jednym z zeszytów szkolnych narysowałem klawiaturę i w czasie szczególnie nudnych lekcji, jak również w metrze wiozącym mnie do i ze szkoły, zwykłem na niej ćwiczyć. W końcu zacząłem zostawać dłużej po nabożeństwach w kościele luterańskim obok domu moich rodziców w Queens, gdzie organista (którego przezywałem E. Power Smalls) pozwalał mi improwizować na olbrzymich organach piszczałkowych, ale tylko wtedy, kiedy w pobliżu nikogo nie było. Zdumiewające brzmienie tego instrumentu dosłownie rozsadzało mi mózg – zróżnicowanie orkiestrowych dźwięków, barwność brzmienia i olbrzymia skala dynamiczna – był to instrument o ogromnej mocy. W połowie lat 60. było w tym wszystkim coś psychodelicznego – dźwięk prawdziwie nie z tego świata, inspirujący fantazję i wyobraźnię, przywodzący na myśl magię i mistycyzm. Czymże musiało być słuchanie takich dźwięków dla uczęszczających do kościoła w XVII w. – był to rzeczywiście muzyczny ekwiwalent gotyckiej katedry! Przez lata pożerałem organowe nagrania i snułem fantazje o własnych organowych koncertach na tym instrumencie w przyszłości.
Występy z cyklu Hermetic Organ rozpocząłem w 2011 r. Od tamtej pory dałem 15 recitali solowych na organach na całym świecie. Koncert we Wrocławiu będzie specjalną improwizacją przygotowaną w duecie z mistrzynią muzyki elektronicznej, Ikue Mori.
John Zorn