Zanim melomani zostali zaznajomieni z formą symfonii, sale koncertowe zdobywały prababki symfonii, zwane sinfoniami – tak bowiem określano barokowe wstępy do oper lub kilkuczęściowe utwory orkiestrowe. Pisali je chętnie chociażby synowie Johanna Sebastiana Bacha.
Niezależnie od tego, czy pomyślimy o sinfonii, czy symfonii, znaczenie obu tych muzycznych terminów jest takie samo i można je przełożyć jako „współbrzmienie”, „harmonijne połączenie dźwięków”. Nic więc dziwnego, że z czasem kompozytorzy zdecydowali się określać dzieła orkiestrowe, w których wszystkie instrumenty muszą ze sobą doskonale współgrać. Wcześniej z nazewnictwem było nieco zamieszania – na szczęście Joseph Haydn napisał ponad sto symfonii i od tego czasu nikt nie miał już wątpliwości, czym w ogóle symfonia jest (dla jasności: to większych rozmiarów, trzy- lub czteroczęściowy utwór na orkiestrę). Problemu uniknęli co prawda Włosi, którzy od zawsze używają jedynie terminu sinfonia. Nazywanie to jedno (szczegóły zostawmy historykom!) a komponowanie to drugie. Gdy teoretycy spierali się o najbardziej poprawną nazwę, twórcy pisali coraz to nowsze dzieła. I tak w dorobku kompozytorskim każdego ze słynnych synów Johanna Sebastiana Bacha znajdziemy po kilkadziesiąt symfonii i sinfonii, choć sporo z nich zaginęło. Od komponowania tego typu utworów nie stronił również Leopold Mozart.
Wyjątkowe kompozycje orkiestrowe usłyszymy w wykonaniu przygotowanym pod okiem specjalisty, jakim niewątpliwie jest Reinhard Goebel – niemiecki skrzypek i dyrygent, od wielu lat zajmujący się muzyką dawną. Jeszcze podczas studiów artysta założył zespół Musica Antiqua Köln, z którym przyczynił się do popularyzacji wykonywania muzyki barokowej zgodnie z historyczną praktyką. Artysta ten był wielokrotnie nagradzany za liczne nagrania muzyki dawnej, w szczególności zaś za świetne interpretacje kompozycji autorstwa członków rodziny Bachów.