Dziś dziwi nas, że Anton Bruckner należał do grona artystów, którzy początkowo spotkali się z niezrozumieniem słuchaczy. Jego wyjątkowa twórczość musiała poczekać na swój „złoty czas”. Obecnie nikt nie ma już wątpliwości, że Bruckner był jednym z największych symfoników romantyzmu.
Cenimy go przede wszystkim jako mistrza muzyki orkiestrowej. Przywołujemy go również w kontekście romantycznego mitu o fatum dziewięciu symfonii – przesądu utwierdzającego artystów w przekonaniu, że niewielu skomponuje więcej symfonii niż Beethoven. Artystyczna i życiowa droga Brucknera również skończyła się na IX Symfonii. Kompozytor dzieła nie ukończył, a wykonano je po raz pierwszy dopiero siedem lat po jego śmierci, w 1903 roku. Co więcej, utworu nie zagrano wówczas w oryginale, ale w „poprawionej” (czyt. pozbawionej odważnych brzmień) wersji austriackiego dyrygenta Ferdinanda Löwego.
Dzieła kameralne Brucknera pozostają nieco w cieniu jego twórczości symfonicznej. Nie znaczy to jednak, że nie są warte uwagi, choć na mniejsze składy instrumentalne artysta napisał jedynie cztery kompozycje. Pośród nich wyróżnia się Kwintet smyczkowy F-dur, który ze względu na wykorzystanie przez autora typowego dla pisania na orkiestrę sposobu komponowania jest nazywany przez wielu „przebraną symfonią”. Wyjątkowa aranżacja dostojnego i elegijnego Adagia udowodni, że utwór ten doskonale brzmi także w wersji symfonicznej. Takie wykonanie Adagia będzie muzycznym hołdem oddanym autorowi aranżacji, Stanisławowi Skrowaczewskiemu, polskiemu dyrygentowi i kompozytorowi, który w 1946 r. objął kierownictwo nad pierwszą polską orkiestrą symfoniczną we Wrocławiu (tzw. pierwszą Filharmonią).
Stanisław Skrowaczewski był jedną z największych postaci współczesnej dyrygentury, a w trakcie swojej długiej kariery artystycznej współpracował ze wszystkimi wiodącymi orkiestrami. Był laureatem licznych wyróżnień, w tym Krzyża Wielkiego Orderu Odrodzenia Polski, Koryfeusza Muzyki Polskiej i sześciu tytułów doktora honoris causa.