Czas protest songów, hymnów pokolenia, czy po prostu szczerych muzycznych tekstów odnoszących się do sytuacji społeczno-politycznej jeszcze się nie skończył. Za oceanem Samora Pinderhughes udowadnia, że nie tylko środowisko hip-hopowe ma wystarczającą determinację, by opowiadać o tematach aktualnych i trudnych, walczyć o sprawy, w które wierzy. Amerykanin robi to tak, że jego album Grief w pierwszej kolejności powinien otrzymać nagrodę Pulitzera, a dopiero potem statuetkę Grammy.
Proces powstania płyty, której repertuar usłyszymy na Jazztopad Festival, zaczął się bowiem… od wykonania socjologicznej pracy badawczej. Polegała ona na przeprowadzeniu blisko stu wywiadów z osobami o kolorze skóry innym niż biały, które doświadczyły przemocy ze strony systemu amerykańskich instytucji publicznych. Pinderhughes rozmawiał głównie z osobami osadzonymi w zakładach karnych i tymi, wobec których przemocy dopuściła się amerykańska policja. W efekcie praca nad albumem trwała aż osiem lat, stąd trudno nie nazwać Grief dziełem przemyślanym, zwłaszcza że sam album był elementem wieloczęściowej i multidyscyplinarnej wystawy The Healing Project w Yerba Buena Center for the Arts w San Francisco.
Samora Pinderhughes jest twórcą w pełnym tego słowa znaczeniu – kompozytorem, wokalistą, pianistą i filmowcem, absolwentem Juilliard School. Łączący dwie wrażliwości – muzyczną i społeczną – artysta występował nie tylko z gwiazdami jazzu, jak Branford Marsalis, Herbie Hancock czy Chief Xiana Tunde Adjuah (w przeszłości znany jako Christian Scott), ale pracował również z hip-hopowcem Commonem. Jego muzyka i teksty płyną ze szczerej potrzeby wypowiedzi, a właściwie użyczenia głosu tym, którzy nie mają możliwości dotarcia do szerszego grona.