O wychodzeniu „poza” – rozmowa z Piotrem Damasiewiczem

W najbliższą niedzielę o godz. 19:00 w Sanatorium Kultury (Przejście Garncarskie) odbędzie się koncert finałowy projektu Melting Pot Made in Wrocław LAB. 4 - Laboratorium improwizacji w ramach ESK Wrocław 2016. Z współtwórcą Piotrem Damasiewiczem rozmawiał Staxu Stańczak

Staxu Stańczak: Melting Pot Made in Wrocław LAB. 4 – co to za projekt?
Piotr Damasiewicz: Jest to klasyczne laboratorium. To platforma zaprojektowana, aby tworzyć rzeczy nowe, inicjatywa otwarta na eksperymenty, nie zamykająca się tylko na muzykę jazzową. W ogóle nie zamykająca się na muzykę jako taką, a dedykowana szeroko pojętej kulturze i sztuce. Projekt, który ma scalać różne gatunki i pozwalać im się przenikać, a więc muzyka, sztuki wizualne, multimedia, rzeźba, malarstwo, komiks i teatr.

Czyj to był pomysł i z jakiego klucza dobraliście artystów?
Pomysł należy do Piotra Turkiewicza, który zaprosił mnie do projektu. Piotr, dyrektor artystyczny festiwalu Jazztopad, z racji swoich kontaktów międzynarodowych mając dostęp do europejskich partnerów (festiwale, organizacje skupiające muzyków), wyselekcjonował zagraniczną część składu zespołu. Mi natomiast powierzył dobór rodzimych partnerów, miejsc, w których się prezentujemy oraz tematyki. Intencją było, aby wyjść z muzyką poza mury Filharmonii, aby wyjść do ludzi. Te mury dawały pewne możliwości, pewien rodzaj atmosfery i możliwości połączenia muzyki jazzowej z muzyką klasyczną.

Ale te mury powodowały też pewne ograniczenia.
Dokładnie tak, gmach Filharmonii Wrocławskiej wymuszał poniekąd charakter publiki. Stąd idea Piotra, aby w ramach festiwalu wyjść „poza” – zarówno poza mury Filharmonii, jak i poza muzykę jazzową, stąd pomysł kameralnych koncertów w mieszkaniach prywatnych (w ramach Jazztopadu). Melting Pot jest kolejnym krokiem w tym wychodzeniu „poza”.

Czy to jest totalna improwizacja, czy jest jakaś myśl przewodnia? Jak zaczyna się taki projekt?
Ideą jest, aby zaproszeni artyści wychodzili daleko poza muzykę jazzową, byli otwarci na wszelką improwizację. Oczywiście improwizacja istniała od dawien dawna np. w muzyce ludowej czy w muzyce klasycznej, gdzie najsilniej rozwinęła się w baroku. W jazzie stała się podstawą procesu twórczego, w innych gatunkach jest dodatkiem, uzupełnieniem „piosenkowości”. Ale w pewnym momencie improwizacja uwolniła się  „poza”. Poza struktury tonalne, poza znormalizowany zapis.
A Ty jak dziś na siebie patrzysz? Jak na muzyka jazzowego czy improwizatora?
Zdecydowanie improwizator. Na pewno poświęciłem na jazz najwięcej lat życia, ale dziś improwizacja szeroko rozumiana jest dla mnie najważniejsza. Oczywiście ważne są też wzorce.

I do jakich wzorców odwołuje się Piotr Damasiewicz?
Ja wyrosłem na muzyce klasycznej. Będąc pianistą, poznałem każdy rodzaj muzyki – od baroku po muzykę współczesną. Grając fugi Bacha, dotknąłem ideału. Jako jazzman wyrosłem na melodyjności Louisa Armstronga, magii kwintetów Milesa Daviesa, metafizyce Johna Coltrane’a. Ale odnoszę się też do muzyki ludowej. Jestem Polakiem, dla mnie kwintesencją ludowości są górale. Często też odnoszę się do muzyki hinduskiej i afrykańskiej. Ale nieważne, w jakim okresie historii i niezależnie od gatunku, muzyka jest jednym kodem. W oparciu o czynniki geopolityczne potrafi wprawdzie nabrać nowych cech, ale to poprzez muzykę jesteśmy w stanie porozumiewać się na wyższym, niewerbalnym poziomie z każdym uświadomionym człowiekiem. Ale nawet posiadając te wzorce, staram się tworzyć muzykę, która wychodzi „poza” …

No właśnie, poza co? A może właśnie immanentną treścią muzyki jest to, że ona musi wykraczać „poza”?
Zdecydowanie tak. Wykraczanie „poza” jest sięganiem do źródła powstawania potrzeby wypowiedzenia się człowieka. Wychodząc poza ustalone kody i reguły, szukamy przyczyny, dla której człowiek chciał się wypowiedzieć, skomunikować z drugim człowiekiem, a poprzez to komunikować się z czymś potężniejszym od niego, często niepojętym. I to poszukiwanie jest kształtowaniem własnej świadomości. Wychodząc „poza”, szukamy dalej, ale jednocześnie głębiej, zbliżając się do początku początków.

A co było na początku?
To, co leży u podstaw tworzenia się struktur, energii, wibracji. „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga” – słowo zaś samo w sobie jest swego rodzaju drganiem, wiec cały wszechświat jest jedną wielką wibracją, jesteśmy cały czas w ruchu. Istniejemy w zakresie działania sił wibracji, to, co jest wokół nas to zespół szumów i kolorów, które odczytujemy bądź nie. Dziś słowo często transfiguruje, manipuluje kodem, kontestuje i zwielokrotnia połączenia. Żongluje znaczeniami, aby dotknąć abstrakcji, wychodząc poza swoje ramy w kierunku czegoś niewerbalnego. I tak wychodzenie poza muzykę pozwala tworzyć nowy kod, aby zwielokrotniać siłę oddziaływania i szukać nowych połączeń. Aby dać upust emocjonalności, temu, co się dzieje w sferze duchowej.

To teraz trochę z innej beczki – co dla Ciebie znaczy doskonały dzień?
Jak jest „poćwiczone” na trąbce, wysłana zaległa korespondencja i przeprowadzona co najmniej jedna rozmowa o czymś nowym.

Z jaką nową umiejętnością chciałbyś się obudzić jutro rano?
Z umiejętnością jeszcze intensywniejszego odczuwania.

Za co jesteś najbardziej wdzięczny w swoim życiu?
Za rodzinę, przyjaciół i pasję.

UWAGA! Ten serwis używa cookies.

W naszym serwisie stosuje się pliki cookies, które są zapisywane na dysku urządzenia końcowego użytkownika w celu ułatwienia nawigacji oraz dostosowania serwisu do preferencji użytkownika. Szczegółowe informacje o plikach cookies znajdziesz w Polityce Prywatności. Czytaj więcej…

Rozumiem
Newsletter Melomana
Zapowiadamy nowe koncerty, przypominamy o starcie sprzedaży biletów, dajemy znać o ostatnich wolnych miejscach
Zapisz się