Poznaj pana po sieni

W czasach, gdy w Anglii rządziła królowa Wiktoria, a na tronie Niemiec zasiadał jej wnuk, Wilhelm II Hohenzollern, kupiec Eugen Kassel postanowił wybudować kamienicę. Na parceli przy Feldstrasse, czyli Polnej, bo w 1823 roku, gdy wreszcie nadano jej imię, wiła się wśród pól. Zlecenie dostali mistrzowie murarscy z firmy P. Steiner & Lindert i wystawili w 1899 roku taką chałupę, że notowania kupca Kassela musiały pójść w górę. Skoro stać go na kamienicę typu rezydencjonalnego, założoną na planie czworoboku, z wewnętrznym dziedzińcem – znaczy, ma pieniądze.

Kamienica dostała kostium neogotycki, doprawiony secesją. Wielbiciele łuków zobaczą na fasadzie od ulicy ostrołuki (wczesny gotyk), łuki trójlistne (gotyk dojrzały), ośle grzbiety i łuki dwuramienne (późny gotyk). Oplątane secesyjnymi, roślinnymi ornamentami, wabią oczy przechodniów. A jeśli przechodzień połknie przynętę i zdecyduje się wejść do środka, obszerna dekorowana sień wejściowa będzie znakiem, że przekroczył wysokie progi. W kamienicy czynszowej było to zawsze miejsce reprezentacyjne, a co dopiero w tak ogromnej. Prawo budowlane wymagało, żeby budynki szersze niż 15 m i posiadające zamieszkały dom tylny miały sień o szerokości nie mniejszej niż 2,5 m i pierwszy bieg schodów o szerokości minimum 1,9 m (wyżej mogło być trochę ciaśniej). Reszta, czyli ceramiczna, bogato dekorowana posadzka, boazerie lub imitacja stiuków na ścianach, kasetony na sufitach, pilastry, półkolumny i malowidła, zależały już od gustu i zasobności portfela inwestora.

Ciekawostką kamienicy Kassela była zaprojektowana w piwnicach przechowalnia rowerów. Pojawiły się na ulicach Breslau już w latach 70. XIX wieku, ale na początku entuzjazmu nie budziły. Wprawdzie gimnastycy klubu ATV Breslau próbowali oszołomić wrocławian możliwościami roweru jako przyrządu gimnastycznego, urządzając pokazy ćwiczeń na welocypedach, ale co innego oglądać show fikuśnie poprzebieranych cyklistów, a co innego samemu wdrapać się na rower z drewnianą ramą i wysokim kołem. Tym bardziej że ścieżek rowerowych nie było, a jazda po kocich łbach groziła miłośnikowi roweru wstrząsem mózgu i utratą zębów. Inna rzecz, że cykliści byli przez władze miasta prześladowani: magistrat uznał, że rowery to zagrożenie dla ruchu, więc nie chciał ich wpuścić do centrum.

Ale koniec końców musiał skapitulować, bo wrocławianie polubili rowery. Jak grzyby po deszczu powstawały towarzystwa welocypedowe, budowano tory kolarskie, organizowano wycieczki i wyścigi. Rower zwyciężył, więc mistrzowie murarscy też się postanowili podlizać cyklistom.
Na parterze kamienicy (od ulicy) otwarto sklepy, wyżej były mieszkania. Dozorca dostał lokum na parterze od podwórza. W 1927 roku w budynku mieścił się posterunek policji z aresztem, więc porządek musiał tu być.

Beata Maciejewska

UWAGA! Ten serwis używa cookies.

W naszym serwisie stosuje się pliki cookies, które są zapisywane na dysku urządzenia końcowego użytkownika w celu ułatwienia nawigacji oraz dostosowania serwisu do preferencji użytkownika. Szczegółowe informacje o plikach cookies znajdziesz w Polityce Prywatności. Czytaj więcej…

Rozumiem
Newsletter Melomana
Zapowiadamy nowe koncerty, przypominamy o starcie sprzedaży biletów, dajemy znać o ostatnich wolnych miejscach
Zapisz się