Dzisiejszy koncert ucieszy tych, którzy lubią być zaskakiwani. Oto jazz prosto ze Skandynawii, który wolny jest od wszystkich stereotypów przypisanych muzyce improwizowanej z tego regionu: nie ma więc spokojnych dźwiękowych pejzaży, cudownych melodii snujących się niby mgły nad fiordami, rytmów i harmonii ocierających się o newage’owy muzak. Nie ma też – uwaga! – elektronicznego sztafażu i pochłaniających wszelakie elementy popkultury eksperymentów spod znaku nu-jazzu. Jest, by się tak prosto, a skutecznie wyrazić, jazz jako taki, akustyczny, nieco dziki, i rodzący się intuicyjnie, w porozumieniu, nie tylko muzycznym, jakie łączy czterech chłopaków, przyjaciół z dzieciństwa i wczesnej młodości: tębacza Thomasa Johanssona, saksofonistę Kristoffera Albertsa, basistę Olę Høyera i perkusistę Garda Nilssena.
Cortex to norweska odpowiedź (kontynuacja? reinterpretacja? kultywacja?) na muzykę, która kilka dekad temu grywali genialni Murzyni w zadymionych klubach, gdzieś w nowojorskim śródmieściu. Skład freejazzowy, bez instrumentu, który scalałby ich brzmienie w pozornie łatwiej przyswajalną formę. Ale jednak jest to ta odmiana free jazzu (przyznajmy, niekiedy branego bardziej za jazgot niż muzykę), która sunie do przodu, a nie rozchodzi się na boki, emanuje pierwotną, dixielandową energią, imponuje radością muzykowania i komunikatywnością.