Poemat symfoniczny Totenfeier Gustav Mahler skomponował w 1888 roku, inspirując się Dziadami w przekładzie Siegfrieda Lipinera, swojego bliskiego przyjaciela, dokonanym białym wierszem i zatytułowanym właśnie Todtenfeier (w archaizującej pisowni: Uroczystość żałobna / Święto zmarłych, 1887). Notabene Mahler musiał zapamiętać ten przekład, skoro dwadzieścia lat później w liście do Brunona Waltera zacytował zakończenie Wielkiej Improwizacji. Jednak natchnieniem dla jego poematu symfonicznego, który po drobnych retuszach uczynił częścią swej II symfonii zwanej Symfonią zmartwychwstania, była IV część Dziadów: Totenfeier to marsz żałobny na cześć bohatera, który zmagał się z losem, stawiając swoim życiem pytania o sens cierpień, o to, czy nie było ono tylko okrutnym żartem. W poemacie Mahlera pierwszemu tematowi, dramatycznemu i niespokojnemu, przeciwstawiony jest drugi, liryczny i pastoralny, przynoszący nadzieję wskrzeszenia.
W drugiej części koncertu będzie muzyka improwizowana.
Najpierw wystąpią muzycy afroamerykańscy grający na rytualnych bębnach. W afrobrazylijskim kulcie candomblé nagô (pochodzenia jorubijskiego) używa się baterii trzech bębnów: rum (największy i najważniejszy), rumpi (średni) i lé (najmniejszy). Muzyka tych bębnów to wezwanie skierowane do duchów orixás, aby przybyły z Afryki i wcieliły się w tancerzy uczestniczących w obrzędzie. Gdy duchy się ociągają, kapłani uderzają w dzwonki agogô. Instrumenty są uświęcane przez ofiarowane im raz w roku potrawy. O podobnych rytualnych ucztach związanych z kultem zmarłych na wyspach Nowego Świata pisał Mickiewicz w przedmowie do Dziadów. Na Haiti w kulcie vodou też używa się trzech bębnów: manman, segonn i boula, oraz dzwonka asson. Dudnienie bębnów, przywołujących na obrzęd afrykańskie duchy lwa, to – jak pięknie pisze Maya Deren – bicie starszego, głębszego, kosmicznego serca. Koncert zakończą swego rodzaju zaduszki jazzowe – improwizacje na tematy tradycyjnych polskich pieśni żałobnych.