Homo sentiens
Malarstwo Uli Dzwonik, poza bogactwem treści, ma także niepowtarzalny atut oryginalności formy.

Wystawa malarstwa
Wrzesień–listopad 2023

Foyer NFM
Wrocław, plac Wolności 1

Kurator: Piotr Sarzyński

Wernisaż:
7 września 2023, 18.00
foyer NFM

„HOMO SENTIENS”. Tak Ula Dzwonik zdecydowała się zatytułować swoją retrospektywną wystawę. Tytuły ekspozycji często noszą na sobie piętno przypadkowości, rażą efekciarstwem, obiecują więcej, niż oferują lub wręcz wydają się przypadkowe. Ale nie tym razem. Ów „homo sentiens” trafia w sedno dorobku artystki, wręcz mógłby stać się mottem jej twórczości. Potraktujmy go więc z całą powagą i przyjrzyjmy się mu bliżej.

„Homo” to słowo na pozór proste i powszechnie znane. Ale przecież niosące ze sobą, w zależności od kontekstu, niezmierzone bogactwo znaczeń i emocji. Mamy zatem wstrząsające i kardynalne dla chrześcijańskiej cywilizacji „ecce homo”. Mamy przestrzegające „homo homini lupus”, dumne „homo sum, humani nihil a me alienum puto”, pesymistyczne „omnis homo mendax”, dyskredytujące „homo unius libri”. Te łacińskie sentencje można by mnożyć w nieskończoność.

Ale przecież i nauka nigdy nie zapomniała o „homo”, nazywając tak kolejne historyczne odsłony ludzkiego gatunku: homo erectus, homo neanderthalensis, a wreszcie stawiające nas na szczycie piramidy żywych istot (czy zasłużenie?) homo sapiens. Czy te wszystkie frazy i terminy coś łączy? Tak. Podkreślenie wagi spraw ludzkich, skoncentrowania się na człowieczeństwie i jego różnych aspektach, zarówno tych wzniosłych i pięknych, jak i niskich, a nawet podłych.

U Uli Dzwonik kontekst jest wyraźnie określony: „homo sentiens” czyli „człowiek czujący”. Co ciekawe, można ów tytuł odnosić zarówno do samej artystki, jak i tematyki jej prac. W przypadku artystki to rodzaj dyskretnej deklaracji, że bohaterów swoich obrazów traktuje z uwagą, wrażliwością, zrozumieniem dla ich słabości. Trochę przypomina w tym figurę „czułego narratora” Olgi Tokarczuk, który zna i rozumie swoich bohaterów, stara się przedstawić ich bez uprzedzeń, ale sam pozostaje na dalszym planie, dyskretny, wyzbyty narracyjnego ego. Równocześnie artystka – czy tego chce czy nie – wpisuje się w tradycyjny spór, czy sztuka powinna być tworzona w głowie czy w sercu, wypływać z rozumu czy z trzewi, być elementem dysputy czy spowiedzi, perorować czy łkać lub krzyczeć? Oglądając jej obrazy nie mamy wątpliwości. Wprawdzie w pracy Balance mamy zderzone ze sobą dwa światy: esencjonalnego, rozedrganego człowieczeństwa i chaosu treści z racjonalnością, logiką, pięknem chłodnej formy. I nie mamy wątpliwości, do której ze stron przytula się artystka.

Swoją drogą, to ciekawe połączenie. Zazwyczaj bowiem sztuka odwołująca się do emocji bywa także bardzo osobista, podkreśla autorskie „ja”, przerabia doświadczenia, przeżycia i uczucia samego twórcy. Tymczasem Ula jest głęboko ukryta za swoimi pracami, unika wyrażania się w pierwszej osobie liczby pojedynczej, choć wszystkie pozostałe łatwo tu odnajdujemy: ty, on, ona, ono, my, wy, one, oni. Nigdy nie wiemy, na ile autobiograficzny jest obraz przed którym stoimy, ile w nim samej autorki, a ile jej wrażliwego postrzegania innych. To z pewnością sprawia, że przekaz staje się bardziej uniwersalny.
Ale tytułowy „homo sentiens” może odnosić się także do bohaterów obrazów artystki. Warto zwrócić uwagę, że w jej dorobku niewiele jest prac, w których nie pojawiłaby się ludzka figura. Człowiek jest w centrum, a wokół niego i w nim samym dzieje się życie. To, co czuje, nie zawsze przynależy do sfery przyjemności. Czasem to wstyd, rozczarowanie, złość, niespełnienie, ale bywa też (nierzadko) ekstaza, zapatrzenie, spełnienie. Jak w życiu. I jak w życiu „pogodny dzień” może szybko zamienić się w „niepokojąco pogodny dzień”. Wydaje się, że dla artystki najważniejsza pozostaje relacja. Człowiek może stać się w pełni czujący jedynie w układzie z innymi. Czasami to będzie partner lub partnerka, czasami rodzina, ale może być też ktoś przypadkowo spotkany. Owszem, człowiek staje się „sentiens” także w relacji z przyrodą, naturą, zwierzętami, a nawet dziełami kultury, ale jednak istota człowieczeństwa wyraża się w tym, co nas łączy (i dzieli) z innymi ludźmi. I nawet jeśli odwracamy się od siebie (częsty motyw u artystki), to nadal łączy nas bardzo dużo.
***
Malarstwo Uli Dzwonik, poza bogactwem treści, ma także niepowtarzalny atut oryginalności formy. Pesymistyczna wersja historii sztuki zakłada, że wszystko już było, a kolejne pokolenia mogą tylko żonglować dawno odkrytymi konwencjami, symbolami, sposobami obrazowania, kompozycjami, relacjami między kreską a plamą czy między poszczególnymi barwami itd. Zapewne sporo w tym prawdy. Ale ciągle jeszcze pozostaje miejsce na odrębność, indywidualność, własny język malarski. Niewiele go, ale kto ma silną osobowość, dotrze tam z pewnością. Dla artysty powinna to być największa satysfakcja, gdy widz, który raz zetknął się z jego twórczością, potrafi w przyszłości bezbłędnie rozpoznać każdą inną pracę. A tak właśnie sprawy się mają u Uli Dzwonik. Sposób, w jaki pokazuje świat, jest jej i tylko jej. Niczego nie udający, ale i niepodrabialny. Wielu twórców o tym marzy.

A jaki to sposób? Można powiedzieć, że bardzo kompatybilny z wartościami, o których chce nam opowiadać artystka. Człowiek jest dla Uli najważniejszy, ale czy to oznacza, że ma być doskonały? Skądże. Wszak bez wsparcia Photoshopa rzadko kiedy bywamy doskonali. Miewamy pryszcze na policzkach, uporczywy cellulit, coś tam za grube, a coś innego za chude. Nie traćmy więc energii – zdaje się sugerować Ula – na śledzenie powierzchowności, na uleganie mirażom różnych sztucznie narzucanych kanonów piękna. Skupmy się na tym, co ważniejsze – na wnętrzu. Bohaterowie jej obrazów mają więc duże głowy, nieproporcjonalnie masywne karki, krótkie nogi i ręce. Są, jak wyciosani z pnia drzewa przez nieuważnego i nieutalentowanego stolarza. Dzięki temu przestajemy postrzegać ich w odniesieniu do estetycznych oczekiwań. Ba, podświadomie się z nimi utożsamiamy, rozumiemy ową niedoskonałość, która jest nam bliska. A przez to bliskie stają się także ich problemy.

Samymi obrazami artystka nie ułatwia widzowi zrozumienia. Mnoży szczegóły i niedopowiedzenia, zmusza, by się wysilić, spojrzeć uważniej, nie wyciągać pochopnych wniosków, szukać tropów i wskazówek. Przyzwyczajonym do obrazkowej kultury Internetu stawia wręcz tytaniczne wymaganie: zatrzymaj się, nie pędź dalej. Jednym rzutem oka nie ogarniesz całości, nie zrozumiesz sensu, jak to ma miejsce w przypadku sieciowego memu. Na szczęście rzuca widzom jedno koło ratunkowe: tytuł. Podpisy pod obrazami artystki czytać wypada, bo z plątaniny możliwych znaczeń wskazują te najbardziej właściwe (co nie znaczy, że nie możemy sobie budować osobistych, całkiem innych narracji).

Bywa, że w tych tytułach Ula wciela się w psychologa, a nawet coacha ludzkich dusz (To zależy ode mnie, Tłumienie, Pomiędzy lękiem a odwagą, Razem nie razem, Wczoraj byłam szczęśliwa czy Nie marudź). Kiedy indziej nawiguje w stronę filozofii (Obecność możliwości, Nieracjonalna racjonalność) lub socjologii (Gry towarzyskie, Gry uliczne). Zazwyczaj stawia się w roli obserwatorki tego, co jest, ale czasem staje się delikatną kontestatorką, gdy maluje osobno Adama i Adama oraz Ewę i Ewę.
Wiem, że w dzisiejszych czasach bardzo niepoprawnie jest poszukiwać w życiu czy w sztuce uzasadnień dla tezy, iż „kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa”. Jednak nie mogę się powstrzymać, by nie podkreślić, że malarstwo Uli Dzwonik ma te cechy, które mężczyznom artystom jest osiągnąć bardzo trudno: psychologiczną dociekliwość, subtelność ocen, uważność w obserwowaniu, delikatność w definiowaniu. O ileż piękniejszy byłby świat, gdybyśmy wszyscy równie głęboko jak artystka próbowali zgłębić, zrozumieć i zaakceptować ludzką naturę w całej jej złożoności.

Piotr Sarzyński

Rezonanse sztuki XIV. Cztery głosy
Homo sentiens. Ula Dzwonik – wystawa malarstwa
Rezonanse sztuki XIII. Usiądź w NFM
Czternaście razy osiem
Fantastyczne zwierzęta
Zbuduj most i niech się zawali
Rezonanse sztuki XII.Takie trio
Rezonanse sztuki XI. Siła różnorodności
Lev Stern. Cztery opowiadania
Wojtek Wieteska. Paradise 101
Rezonanse Sztuki X. Cisza i dźwięk
Pogodny Zakład Nagród i Kar
Kolekcje
Rezonanse sztuki IX. Grand Prix
Obrazy muzyki. Muzyka w obrazach
Limited Vision
Wyzwolenie. Eugeniusz Geppert
Mikstury
Z narażeniem życia
We are solely on the side of peace
Rezonanse sztuki VIII
Władysław Garnik. Rzeźba ceramiczna
Rezonanse sztuki VII. Crème de la crème

UWAGA! Ten serwis używa cookies.

W naszym serwisie stosuje się pliki cookies, które są zapisywane na dysku urządzenia końcowego użytkownika w celu ułatwienia nawigacji oraz dostosowania serwisu do preferencji użytkownika. Szczegółowe informacje o plikach cookies znajdziesz w Polityce Prywatności. Czytaj więcej…

Rozumiem
Newsletter Melomana
Zapowiadamy nowe koncerty, przypominamy o starcie sprzedaży biletów, dajemy znać o ostatnich wolnych miejscach
Zapisz się