Wojciech Pukocz, artysta od ponad dwóch dekad w swojej twórczości poddający w wątpliwość zastane kody kulturowe i powszechne przekonania, czerpie ze źródeł najbliższego mu medium. W ostatnim czasie stworzył serię obrazów o tematyce górskiego pejzażu, której trzon stanowi cykl poświęcony czternastu ośmiotysięcznikom. Są to majestatyczne przedstawienia gór wysokich, odwołujące się do klasycznych wzorców. To rasowe malarstwo, sięgające do korzeni – tematyka wynika z potrzeb zarówno estetycznych, jak i intelektualnych. A także z oczywistego wymogu chwili, obrazy zaczęły bowiem powstawać w trakcie pandemii.
Nie chodzi jednak tylko o sam obraz. Sięgając do tradycyjnych wątków i odgrzebując być może nieco już zapomniane sentymenty, artysta stawia problem dotyczący sposobu widzenia oraz sensu rozumienia i uznawania czegoś, co widzimy, za prawdę. Kiedy zawodzą współczesne metody przekazywania i konsumowania informacji, być może należy sięgnąć do tych zapomnianych. Nasze rozumienie gór przesłonięte jest rozmaitymi filtrami, głównie medialnymi. Wiemy, ile osób rocznie je zadeptuje, kto w nich ginie, jakie popełniane są błędy, wreszcie – jak himalaiści mają się wspinać. Na ten temat na forum publicznym wypowiedział się już chyba każdy. Nie zrobił tego jeszcze tylko malarz. Może zrewidujemy nasze, tak mocno zainfekowane, rozumienie i widzenie gór, a w szerszym kontekście – rzeczywistości?
Współczesność nieustannie bombarduje nas obrazami realności za pomocą wszelkich dostępnych i na pozór demokratycznych mediów. Każdy przyzwyczaił się do faktu, że sam może kreować prawdę i ją rozpowszechniać, a przede wszystkim komentować. Podstawowym narzędziem do jej emitowania są fotografia oraz film (nieustannie od ponad stu lat), które pod względem walorów dokumentacyjnych detronizują pozostałe narzędzia wypowiedzi. W efekcie punktów widzenia (prawd) jest tyle, że ciężko uznać jeden za właściwy. Zastanówmy się zatem, co by się stało, gdyby to malarstwo na powrót stało się jedynym przekaźnikiem rzeczywistości, a malarz dysponentem prawdy.
Wystawa przypomina nam także na czym polega fenomen pejzażu. Motyw przez kilka dziesiątków lat nieco zapomniany w kontekście malarstwa, a jednocześnie eksploatowany bez przerwy w nowych mediach. Zbanalizowany do szczętu przez możliwość szybkiego dzielenia się obrazami i zdewaluowany od czasów, gdy podróż stała się dobrem dostępnym niemal dla każdego. W takim momencie warto wrócić sytuacji, gdy doświadczanie gatunku samo w sobie było przeżyciem, wyjątkowym momentem, a nie daną każdemu oczywistością.
Alicja Klimczak-Dobrzaniecka