Pokój. Pozornie proste i znane pojęcie, które jednakże zrozumieć i docenić w pełni może tylko ten, kto zostanie go pozbawiony. I to właśnie wokół idei pokoju Wojciech Kilar zbudował swe potężne religijne dzieło, Missa pro pace (Msza o pokój), którego wykonanie w obecności papieża Jana Pawła II w Watykanie uznał za największe wydarzenie swojego życia.
Przesłanie Kilara ujawnia się dopiero w finale Mszy, wraz z potraktowaniem ostatniego wersu, dona nobis pacem (obdarz nas pokojem), jako odrębnej części przepełnionej poczuciem niezmąconego szczęścia. Zmienia ona perspektywę całości dzieła. W jej świetle jasny staje się surowy dramatyzm poprzedzającego ją Agnus Dei oraz początkowego Kyrie – celem zawartego w tych ogniwach błagania, zarówno greckiego (eleison), jak i łacińskiego (miserere nobis), jest zatem wyproszenie łaski pokoju. Ufając w tę bożą łaskę, kompozytor wysławia Stwórcę w kontemplacyjnym Sanctus oraz radosnym Gloria. Kiedy jednak w tej drugiej części po raz kolejny powraca wątek ludzkiej grzeszności, Kilar reaguje na to natychmiastową zmianą faktury i wyrazu, powściągając dotychczasowe ożywienie. Z podobną postawą głębokiej pokory podchodzi także do Credo, centralnego ogniwa Mszy. Rezygnując z „pokus orkiestrowych”, przeznacza je na tenor solo i chór a cappella. Nie chce, aby w jego wyznaniu wiary cokolwiek odwracało uwagę od Boga, przedwiecznego dawcy wiecznego pokoju.
„Starałem się napisać Mszę możliwie skromną, ubogą w środki, nie będącą popisem wirtuozerii kompozytorskiej, ale próbą mojej interpretacji świętego tekstu. W moim pojęciu to nie jest wielka msza pontyfikalna, przebrana we wspaniałe szaty liturgiczne, w potężnej katedrze, ale msza odprawiana w skromnych zakonnych habitach, w jakimś odludnym klasztorze średniowiecznym”. Może dlatego ta muzyczna modlitwa o pokój brzmi tak prawdziwie, tak poruszająco?
A dzisiaj, kiedy za naszą granicą trwa straszna wojna, sens tej modlitwy uderza mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Kyrie eleison, dona nobis pacem.
Jan Bielak