Ludwig van Beethoven fascynuje nie tylko jako obdarzony genialną wyobraźnią twórca, ale także jako człowiek o ogromnej sile moralnej. Podczas koncertu NFM Filharmonii Wrocławskiej zabrzmią arcydzieła klasyka z Bonn, skomponowane przez niego w dwóch momentach życia, które szczególnie zmuszały artystę do pogodzenia się z utratą słuchu. W wykonaniu tych utworów orkiestrę poprowadzi Andrés Salado. W pierwszej części wieczoru na scenie pojawi się również pianista Fabian Müller, zdobywca pięciu nagród Międzynarodowego Konkursu Muzycznego ARD w Monachium w 2017 roku.
Napisany w 1809 roku V Koncert fortepianowy Es-dur Beethovena znany jest powszechnie pod tytułem „Cesarski”, ale określenie to pochodzi nie od autora dzieła, lecz od wydawcy, Johanna Baptista Cramera. Okazało się ono jednak na tyle trafnie oddawać charakter tej przebojowej, pełnej energii, blasku i majestatu kompozycji, że na stałe weszło do użytku. Partia solowa daje wykonującemu ją wirtuozowi doskonałe możliwości zaprezentowania swoich umiejętności. Beethoven był artystą uwielbiającym stosować nowe, nietypowe rozwiązania brzmieniowe i tak samo postąpił także w tym wypadku. W trzecim ogniwie znajduje się odcinek, w którym fortepianowi towarzyszą tylko i wyłącznie kotły. Utwór jest jedynym koncertem fortepianowym mistrza, którego, ze względu na postępującą głuchotę, nie prawykonał on jako solista.
II Symfonia D-dur powstała siedem lat przed nim w 1802 roku. Beethoven już wtedy mierzył się z utratą słuchu, co nieomal przyprawiło go o samobójstwo. Ostatecznie podjął jednak heroiczną decyzję, żeby stawić czoła swojemu kalectwu. Chociaż Niemiec zadedykował dzieło swojemu patronowi, księciu Karlowi Aloisowi Lichnowsky’emu, to powoli zaczął odchodzić w nim od kultury dworskiej. Symbolizuje to choćby fakt zastąpienia tańca dworskiego, menueta, zwyczajowo umieszczanego jako trzecie ogniwo symfonii, scherzem. Słowo to oznacza po włosku „żart”. Lekki i pogodny nastrój panuje też w finale kompozycji. Choć obecnie Druga jest częścią symfonicznego kanonu, to po prawykonaniu nie wszyscy krytycy byli nią zachwyceni. Jeden z nich narzekał na długość utworu, porównując go do… rannego smoka, który krwawi i wije się w konwulsjach, ale nie może umrzeć!