Richard Wagner był kompozytorem, który zdominował świat muzyki niemieckiej na prawie sto lat. Do fascynacji jego postacią przyznawali się zarówno inni twórcy, jak i wykonawcy, a na określenie tej obsesji stworzono nawet żartobliwie fikcyjną jednostkę chorobową – wagneritis. Podczas koncertu NFM Filharmonii Wrocławskiej Dima Slobodeniouk poprowadził dzieła Richarda Straussa i Antona Brucknera – dwóch twórców, na których autor Pierścienia Nibelungów wywarł przemożny wpływ.
Dorobek Richarda Straussa reprezentowany będzie przez dwie kompozycje pochodzące z antypodów jego twórczości. Nie będą to cieszące się wielką popularnością poematy symfoniczne, a dzieła bardziej zapoznane, ale zdecydowanie warte wysłuchania. Jednoczęściowa, czerpiąca inspirację z muzyki epoki klasycyzmu Serenada Es-dur na instrumenty dęte powstała w 1881 roku, kiedy artysta miał zaledwie siedemnaście lat. II Koncert Es-dur na róg i orkiestrę skomponował w 1942 roku w Wiedniu, a więc w ostatniej fazie swojej twórczości, kiedy powrócił do muzyki epoki klasycyzmu jako źródła inspiracji. Swoje dzieło zadedykował pamięci ojca, Franza Straussa. Był on znakomitym waltornistą, muzykiem orkiestry dworskiej w Monachium, znanym powszechnie z konserwatywnego gustu – nie uważał dzieł Wagnera za muzykę, co nie przeszkodziło mu znakomicie ich wykonywać. Jego kunszt doceniał także autor Parsifala, który twierdził, że Strauss grał tak pięknie, że nie był w stanie złościć się na niego za jego poglądy! Ten pogodny trzyczęściowy utwór wydaje się być wręcz zaprzeczeniem ponurych czasów, w których powstał, a które były trudne także dla sędziwego artysty.
III Symfonia d-moll Antona Brucknera nazywana jest „Wagnerowską”. We wrześniu 1873 roku jej autor spotkał się z Wagnerem i pokazał mu partytury swojej II i III Symfonii (która nie była jeszcze wówczas ukończona), pytając, która z nich bardziej mu się podoba. Wagner wybrał Trzecią, a Bruckner, zadowolony z tej decyzji, zadedykował mu ją. Pierwsza wersja dzieła zawierała wiele cytatów m.in. z Walkirii czy z Tristana i Izoldy. Została przedstawiona Filharmonikom Wiedeńskim, ale orkiestra odrzuciła ją jako nienadającą się do wykonania. Bruckner gruntownie przerobił dzieło i tym razem zyskała akcept, ale pech nie przestawał prześladować twórcy: dyrygent Johann von Herbeck, który zgodził się poprowadzić symfonię, zmarł niedługo przed koncertem. Jego miejsce zajął sam kompozytor, co skończyło się absolutną katastrofą. Był on bowiem fatalnym kapelmistrzem, a niechętna mu publiczność zaczęła opuszczać salę w trakcie trwania utworu. Kompozytor odłożył „Wagnerowską” na kilkanaście lat, by w końcu sporządzić jej ostateczną wersję. Dziś Trzecia uważana jest przez badaczy za pierwszą z dojrzałych symfonii Brucknera, chętnie też wykonują ją dyrygenci zainteresowani muzyką wielkiego Austriaka.