Podczas koncertu wieńczącego sezon artystyczny Wrocławska Orkiestra Barokowa prowadzona przez Jarosława Thiela sięgnie po zapomnianą symfonię dziewiętnastowiecznej francuskiej kompozytorki Louise Farrenc, a także po dzieła Roberta Schumanna. Partię solową w jego Koncercie wiolonczelowym wykona słynący z repertuarowego eklektyzmu wiolonczelista Jean-Guihen Queyras. Artysta łączy doświadczenie zdobyte podczas występów z Ensemble intercontemporain Pierre’a Bouleza z grą na instrumentach historycznych, współpracując między innymi z Freiburger Barockorchester czy Akademie für Alte Musik Berlin.
Zapomnienie, w które niedługo po prawykonaniu popadła III Symfonia Louise Farrenc – jedynej wykładowczyni w Konserwatorium Paryskim w całym dziewiętnastym stuleciu – przypisuje się nie tyle skierowanym przeciwko kobietom uprzedzeniom publiczności i krytyki, ile powszechnej wówczas niechęci Francuzów wobec twórczości symfonicznej w ogóle. Wśród wielkich form królowała wtedy opera. Wszystkie swoje symfonie Farrenc stworzyła w latach czterdziestych. Ostatnią z nich, Trzecią właśnie, ukończyła w 1847 roku. Ze względu na wspomniane nastawienie francuskich kręgów muzycznych musiały upłynąć aż dwa lata zanim autorka usłyszała swoje dzieło w wykonaniu orkiestry. Poza Paryżem zabrzmiało jeszcze w Genewie i Brukseli. Odrodzenie zainteresowania kompozycją przyniósł dopiero XXI wiek.
Jednym z tych, którzy zwrócili uwagę na Farrenc jeszcze za życia artystki, był Robert Schumann, jako krytyk pochlebnie wypowiadający się chociażby o jej Wariacjach na temat rosyjski. Niemiec, komponując Koncert wiolonczelowy, który zabrzmi następnie, z całą pewnością wykorzystywał to, czego nauczył się, grając na wiolonczeli w młodości. Nie dziwi więc, że w tym utworze perfekcyjnie poradził sobie z połączeniem partii instrumentu solowego z masą brzmienia orkiestry. Pomimo sukcesu jego twórcy do stałego repertuaru trzyczęściowy Koncert trafił dopiero w XX wieku. Z kolei Uwerturę, Scherzo i Finał E-dur op. 52 Schumann napisał niedługo po swoim ślubie z Clarą Wieck. Jest to właściwie symfonia pozbawiona typowej wolnej części. Jej autor nazywał ją też sinfoniettą czy suitą. Bez względu na etykietkę, jaką jej nadamy, kompozycja uwodzi pogodnym nastrojem i pomysłowym scherzem stanowiącym jej żywo bijące serce.